To jest prawda życiowa i musicie ją usłyszeć. Nie da się żyć nie oddychając i nie da się żyć będąc wiecznie zestresowanym. A ja taka byłam. Całe życie.
Nie wiem, kiedy to się zaczęło i od czego. Pewnego dnia zaczęłam mieć tego dosyć, bo doszłam do wniosku, że nie jestem zadowolona ze swojego życia. No dobra, JEST parę rzeczy, z których mogę być dumna, ale problem polega na tym, że muszę ich szukać. Nie umiem wymienić ich tak po prostu. Myślę, że wiele osób miało kiedyś ten sam problem i jest to zupełnie normalne. Dlaczego? Ponieważ żyjemy w świecie, którego na pewno nie nazwałabym normalnym i większość z Was na pewno się z tym zgodzi.
Żyjemy w nienormalnym świecie.
W świecie w którym jesteśmy dziesiątkowani przez lęk i niepewność, że coś jest z nami nie tak, jeżeli nasze życie nie jest wystarczająco ekscytujące, żeby zrobić z niego jeden wielki Instagram.
W świecie, który przekonuje nas, że wszyscy jesteśmy wyjątkowi i piękni, że wszyscy możemy odnieść sukces. Ale gdyby tak było, słowo sukces przestało by mieć sens.
Więc tak, ten świat jest nienormalny.
Ale jest dobra wiadomość.
Wbrew pozorom, da się w nim żyć.
Nie da się nie porównywać z innymi, ale da się to robić tak, żeby nie bolało. Nie wszyscy jesteśmy w tym samym momencie w życiu. Miałam kiedyś taki motywujący cytat w swojej kolekcji i brzmiał on tak: Nie porównuj swojego rozdziału nr 1 z rozdziałem 20. kogoś innego. To chyba najmądrzejsza rzecz, jaką kiedykolwiek przeczytałam. Problem tylko w tym, że po niej pojawiło się kilkanaście innych i chwilę później już jej nie pamiętałam.
Wracając do tematu stresu to tak - jest ciężko. Jest ciężko nie bać się życia i nie stresować się każdym kolejnym dniem. Stres był w moim życiu zawsze, zawsze bałam się, że nie jestem dość mądra, grzeczna, że nie mam koleżanek w szkole i kolegów też nie, potem że prawie do nikogo się nie odzywam, że nie mam czerwonego paska na koniec roku. I tak było non stop przez dwanaście lat, aż w końcu poszłam na studia. A na tych studiach, uwierzcie mi, było niewiele lepiej. Tylko wtedy już nikt się tym nie przejmował, bo byłam dorosła.
W wieku dwudziestu dwóch lat miałam już guza przysadki, który zrobił mi się z tego całego stresu. Najwyraźniej niczego mnie to nie nauczyło, skoro przez kolejne dwa lata nadal bardzo przejmowałam się życiem i oczywiście nadal nie byłam z niego zadowolona.
Ale teraz mogę zrobić z tym życiem co chcę. I zrobię.
super post :) ze swojego zbioru madrosci dodam że życie ma w sobie tyle "dysciplin" które są absolutnie równoważne, że porównywanie się w jednej to ślepota na resztę :)
OdpowiedzUsuńWitek
Dziękuję :) Nie do końca zrozumiałam, co masz na myśli, ale i tak się cieszę, że czasami czytasz moje wypociny na blogu ... :D
OdpowiedzUsuńDokładnie! Miałam ostatnio taki napiety grafik - a to pojechac do teściów, a to obiad przygotować dla znajomych, w pracy trzeba sie wykazać, z psem iść na szkolenie, a potem jeszcze nastawić pranie. A potem mówię sobie "Ej! Stop! Masz cudowne mieszkania krakow nie spłonie, jeśli czegoś nie zrobisz! Powiem ci że jak wylozowałam to nagle zaczełam robić więcej i cześciej, od taki paradoks :)
OdpowiedzUsuń