7/22/2016

5 rzeczy, których nikt nie powie ci o Aarhus



Są wakacje i strasznie chciałam napisać post o podróżach ... I napisałam o Aarhus - mieście, w którym mieszkałam i studiowałam przez rok na Erasmusie. Nie jest to jednak typowy przewodnik - co zwiedzać i co robić w tym pięknym miejscu, chociaż do tego bardzo zachęcam. Jest to raczej zbiór obserwacji dotyczących życia codziennego - może okaże się przydatny, jeżeli się tam wybierzecie :) W 2017 roku Aarhus będzie Europejską Stolicą Kultury. Jest tam parę fajnych miejsc do odwiedzenia i chętnie Wam o nich opowiem. Następnym razem.
   

1. Zimy wcale nie są mroźne.
Na pewno słyszeliście, że pogoda w Skandynawii jest depresyjna, że w zimie ciągle jest ciemno, itp. 100% true. Co prawda nadal nie zmienia to faktu, że duńscy chłopcy potrafią chodzić w szortach w listopadzie ... Nieważne. Wracając do tematu, Dania to mały, wietrzny i w dodatku niezbyt górzysty kraj, w związku z czym pogoda szybko się zmienia. Zazwyczaj jeżeli jest wiatr, to będzie też padać. Z mojego doświadczenia wynika, że duńska zima nie różni się od polskiej. Na trzy miesiące zimy dwa (grudzień i luty) przypominały raczej suchą jesień, śnieg i lekkie mrozy zdarzyły się tylko w styczniu. Miałam też przygody z huraganami, bo w grudniu były dwa i podczas pierwszego byłam w drodze na zajęcia ... i było już ciemno. Na szczęście przeżyłam, chociaż potem nie mogłam złapać żadnego pociągu i byłam w domu o 23.  

2. System oświetlenia ulic jest podejrzany.
Ciemności w Aarhus i w innych miastach są tragiczne, nawet dla samych Duńczyków - tak twierdzi np. administrator mojego akademika w Skodstrup. W Skodstrup, które jest oddalone od kampusu Aarhus Universitet o jakieś 15-18 km, oświetlenie uliczne składa się w większości z lamp, a nie z latarni. Na autostradzie natomiast nie ma już nawet latarni, bo przecież samochody są wyposażone w światła. Kiedyś przez przypadek wsiadłam do autsobusu, który zamiast zawieźć mnie do akademika skręcił na autostradę, więc wiem. Na szczęście skończyło się dobrze, bo dojechałam do innego miasta - Kolind i wróciłam się pociągiem. Z kolei mieszkając w Skejbyparken musiałam się liczyć z jeżdżeniem w kompletnych ciemnościach rowerem, bo na ścieżce rowerowej prowadzącej do mojego akademika paliła się mniej więcej co piąta latarnia. 

3.Komunikacja miejska może rozczarować.
Wierzcie mi lub nie, ale w mieście takim jak Aarhus po 19 "niebieskie" autobusy jeżdżą raz na godzinę. (Niebieskie autobusy obsługują strefy podmiejskie nr 3 i 4, takie jak Skodstrup, są jeszcze żółte autobusy "miejskie", które obsługują strefy 1 i 2). Pociągi DSB po 19-stej jeżdżą tak samo i często zdarzają się awarie typu zerwana trakcja. Oczywiście Duńczycy jeżdżą też samochodami, jednak biorąc pod uwagę, że za ten przywilej muszą zapłacić 75% podatku, większość z nich porusza się rowerami. Jeżeli nie masz samochodu i mieszkasz w Skodstrup, niestety musisz zaprzyjaźnić się z autobusem linii 100 oraz jego rozkładem. Jeżeli jesteś na Erasmusie i przyjdzie ci do głowy imprezować w centrum Aarhus, pamiętaj, że bilet na nocny kurs autobusem kosztuje dwa razy więcej niż normalnie w ciągu dnia. Ostatni kurs jest o 3 rano. Ekhm. 

4. Połączenia promowe są regulowane.
Dania składa się z ponad 400 wysp. Największe z nich to Zelandia (tam jest stolica- Kopenhaga) oraz Fionia. Półwysep Jutlandzki, na którym znajduje się Aarhus, ma połączenie z Zelandią, które obsługuje prywatna linia autobusowa Abildskou. Podróż stamtąd do Kopenhagi trwa 4 godziny, z czego 30 minut zajmuje przeprawa promem przez Aarhus Bugt. Z promami niestety sprawy mają się podobnie jak z komunikacją miejską - prawie nic nie pływa po 18-stej nawet w normalne dni tygodnia. Moja teoria jest taka, że promy i połączenia między wyspami są regulowane, żeby ludzie siedzieli na swoich wyspach. 

5. Używaj karty płatniczej, a nie gotówki.
W Danii kontakt człowieka z gotówką jest coraz mniejszy, bo wszędzie można używać karty płatniczej. Podobno emisja banknotów oraz monet jest zbyt kosztowna i tak jak Szwedzi, Duńczycy chcą pozbyć się ich na zawsze. Bankomaty potrafią znikać z dnia na dzień – nie wiadomo, czemu. Kiedy przeprowadziłam się do Skejbyparken, bankomat w centrum handlowym Skejby Centret (znajduje się tam m.in Fotex i parę punktów usługowych) już nie działał, a najbliższy działający był w szpitalu, oddalonym o 15 min drogi rowerem i co ciekawe, zamknęli go, zanim skończyłam semestr. Żeby wypłacić gotówkę z konta, musiałam udać się na kampus AU - 25 min rowerem. Jak nie trudno się domyślić, nie chciało mi się tam jeździć za każdym razem i korzystałam z karty.   

5. Duńczycy pracują tylko do czwartej.
To dosyć trudne do pojęcia dla kogoś znad Wisły, ale w tym kraju nikt normalny nie pracuje po czwartej (a w niektórych przypadkach nawet o trzeciej) po południu. W pierwszym semestrze miałam zajęcia, które zaczynały się o piątej i musiałam naprawdę długo tłumaczyć znajomym Duńczykom, po co wychodzę o tej  porze z domu (były to w dodatku poniedziałkowe zajęcia przeniesione z ósmej rano w drodze wyjątku). O tej porze nie pracował żaden dział administracji AU - z wyjątkiem International Center w pierwszym tygodniu semestru, kiedy trzeba było zająć się studentami z wymiany. Pamiętam też zajęcia na wydziale archeologii, które trwały do 15, a kantyna działała tylko do 13.30... Zamknięte były też z reguły wszystkie sklepy, z wyjątkiem supermarketów, które są otwarte od ośmej rano do dziewiątej wieczorem.   

Jest jeszcze jedna rzecz, która oczywiście przyszła mi do głowy po opublikowaniu tego postu na blogu i fb. Mówi się, że Dania jest płaska jak naleśnik  ... Dopóki nie wsiądziecie na rower ;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz! Mam nadzieję, że spodobał Ci się post i zapraszam na następny. xoxo



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...