8/31/2016

A gdyby tak gap year?


Po zakończeniu studiów pierwszego stopnia nie poszłam na magisterkę. I chyba nie jestem w tym wyborze odosobniona - wielu studentów i studentek tak robi. Po trzech latach spędzonych na jednym (lub więcej) kierunków czasam dochodzi się do wniosku, że to nie było to ... I nie ma w tym nic złego. Można też kompletnie nie wiedzieć, co chce się studiować zamiast ukończonego kierunku (witajcie w klubie) i po prostu wstrzymać się z kolejnym. Niektórzy nie lubią się spieszyć, a niektórzy potrzebują czasu, żeby się przekwalifikować (i po dziennikarstwie iść np. na medycynę). 

Poza plusami tego rozwiązania są oczywiście także jego wady: brak zniżek na komunikację wiele innych "studenckich" rzeczy, mogą też wystąpić problemy z ubezpieczeniem zdrowotnym, problemy z rodziną, której niekoniecznie spodoba się ten pomysł ...

Powiem szczerze, że głównym powodem, dla którego zdecydowałam się na przerwę w nauce była równie szczera nienawiść do jakichkolwiek studiów wyższych, którą zawdzięczałam mojej kochanej alma mater UW. Można więc powiedzieć, że powody były głównie osobiste - po prostu nie poradziłam sobie jeszcze z traumą, jaką był dla mnie nieudany Erasmus, do tego doszła jeszcze świeżo zdiagnozowana prolaktynoma, niska samoocena oraz jedna rzecz, o której nie będę pisać na tym blogu, bo w sumie nie poradziłam z nią sobie do dzisiaj. W sumie wniosek, że w takim stanie nie ma sensu pchać się na studia wyższe, był zupełnie sensowny, zwłaszcza, że zrobiłabym to tylko po to, żeby zapełnić czymś swoje CV, z którego i tak nie byłam zadowolona. Ku wielkiemu niezadowoleniu mojej rodziny uznałam że moja osoba i #mgr wykluczają się do tego stopnia, że równolegle ze studiami wkrótce wylądowałabym u psychoterapeuty ...
Zaczęłam więc „pracę” w charakterze archiwisty/stażystki/asystentki biurowej/zastępcy sekretarki w przypadku braku sekretarki/klauna/dziewczyny biegającej na pocztę. 

Nie myślałam o studiach, zamiast tego skupiłam się na swoim leczeniu i założyłam tego bloga. To była właściwa decyzja, chyba najlepsza jaką do tej pory podjęłam. Musiałam odpocząć, dać sobie czas na niemyślenie o dalszej nauce, o tym, czego chcą i oczekują ode mnie inni. Tylko w takich warunkach mogłam wymyślić, co będę robić dalej. To zajęło mi mniej więcej pół roku. Siedząc 24 godziny w samochodzie w drodze powrotnej z wakacji miałam już koncepcję, co i jak, a pomysł był kompletnie szalony i tak odległy od tego, czym do tej pory się zajmowałam, że zdziwiłam się, że mogłam na coś takiego wpaść.

Po 10 miesiącach uznałam, że moja „praca” przestała być dla mnie rozwijająca, po tym jak opanowałam obsługę książki pocztowej, więc po prostu z niej zrezygnowałam i pojechałam na wakacje. Całkiem spontanicznie zapisałam się na kurs konstrukcji w artystycznej szwalni na Kazimierzu. Po prostu tam poszłam i zapytałam o kurs, który miał trwać cały weekend, ale niestety nie umiałam obsługiwać maszyny do szycia, a okazało się, że specjalny kurs obsługi maszyn odbywa się w innym terminie. Zapisałam się na samą konstrukcję i  przez cały dzień rysowałam, mierzyłam, wycinałam ... I powstał model spódnicy. Wymyśliłam, że chcę nauczyć się konstrukcji ubioru.

Co dalej z tym będzie - nie wiadomo, ale biorąc pod uwagę, że jeszcze na początku tego roku nie chciałam słyszeć o jakichkolwiek studiach, jest to spory postęp. Jedna z rzeczy, które zdarzyły się, mimo że ich nie planowałam i nawet nie znajdowały się na liście celów na ten rok ...










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz! Mam nadzieję, że spodobał Ci się post i zapraszam na następny. xoxo



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...